* Z perspektywy Mary *
Te kilka godzin mineło w
zastraszającojo szybkim tempie. A z godziny na godzine chęć
odwrotu coraz bardziej nabierała na sile. W tej chwili byłam na
etapie załamania. Dosłownie. Zarzarcie wypatrywałam jakiegoś
ratunku. Czegoś co mogło by mi pomóc się z tego wyplątać.
Przyrzekam, kiedyś zamorduję Amber. Jest moją przyjaciółką,
wierzcie mi, uwielbiam ją, ale zamorduję. Z uśmiechem na ustach.
Ma wyjątkowy talent do wplątywania mnie w coś, na co nie mam
najmiejszej ochoty. Jak teraz. To znaczy, może to nie tak że nie
mam całkowitej ochoty. Jerome to mój kolega i po tylu latach
znajomości nie mogę za nim nie tęsknić. Jasne że tęsknie.
Bardzo.Tylko ja będe tam sama, bez żadnego wsparcia (Dziekuję
Amber), i.. . Dobra, nieważne. Trochę za bardzo odbiegam od tematu.
Nie sądze byście chcieli słuchać o moich wewnętrzynych
rozstrojach, więc chyba możemy to wszystko pominąć.
Jakąś godzine przed
czasem zaczełam przygotowaniania, starając się ignorować
irytyjące wiadomośći od Amber, napływające mniej- więcej co
piętnaście minut.
Stanełam przed lustem
dokonując ostatnich poprawek. Poprawiłam kołnieżyk płaszcza i
przyjrzałam się sobie. Mimo kilku koszmarnych kompleksów byłam w
pełni zadowolona z siebie. Nikt nie jest doskonały. Czasami mam
wrażenie, że to zdanie w pełni odzwdzierciedlało moją osobowość.
Poprawiłam, żeszcze gumkę ściskającą moje włosy, i byłam w
pełni gotowa do wyjścia.
Mieszkając to od 2 lat
zdołałam poznać uroki słynnej Londyńskiej pogody. Chmury
pojawiały sie znikąd, zazwyczaj w najmniej odpowiednim momencie.
Lecz dzisiaj nic na to nie wskazywało. Nie widziałam, czy z tego
powodu mam powody do radości. Zwykle zła pogoda była dla mnie
dołująca. , toteż powinnam sie cieszyć, ale.. sama nie wiem.
W trakcie rozmyślań
nieświadomie przyśpieszałam kroku. Ocknełam się tuż przed
kawiarnią. Wziełam głęboki oddech i nerwowo pchnełam dzwi.
W środku roztaczał się
przyjemny zapach kawy i cynamonu. Mimowolnie się uśmiechnełam.
I wtedy go zobaczyłam.
Siedział w samym rogu sali, tuż przy oknie. Opierał brodę o
złożone dłonie, podpartę na stoliku. Trudno było coś wyczytać
z wyrazu jego twarzy.
Zrobiłam kilka niezgrabnych
kroków w jego kierunku. Naprawdę niezgrabnych. Byłbym runeła,
gdybym nie podtrzymała się ceglanej ściany. Przy okazji udało mi
się rąbnąc w jakiś stolik. Nie muszę chyba mówić, że udało
mi się skupić uwagę kilku osób. W tym równeż Jeroma. Podniósł
głowę. Podniosłam się najsmuklej jak tylko potrafiłam, ale
oboawiam się, że niewiele z tego wyszło. Spróbowałam się
uśmiechnąć i z gracją słonia ruszyłam w jego strone. Gdy
doszłam dostatecznie blisko podniósł się i podszedł do mnie.
Zanim zdążyłam zrobic cokolwiek, on potrzedł do mnie, i mnie
przytulił. Miałam wielką nadzieję, że nie słyszał łopotania
mojego serca. Gdy już mnie puścił, przez chwilę przyglądał się
mojej twarzy. Uśmiechnął się lekko i rzekł:
- Naprawdę dobrze znów cię
widzieć.
Zaskoczyła mnie barwa jego
głosu. Stała się o wiele bardziej wyrazista.
- Wzajemnie. - powiedziałam
– Amber nie będzie – dodalam. Nic nie mogłam poradzić, ale
czułam sie okropnie głupkowato. Czułam, że z niewiadomych powodów
moje przerażenie go bawi.
- Wiem. - wskazał ręką na
puste krzesło, a ja posłusznie usiadłam.
To jest takie głupiee. ;__;
No i jak zwykle za krótkie. -.-
Dramatyczna końcówka, nie ma co. ^^
Znowu przepraszam. Na
początku tygodnia wróciłam z wakacji, i nie miałam jak pisać.
Wiem że minął prawie tydzień, no ale to już oznaka lenistwa. ^^
Przepraszam wszystkich,
którzy musieli czekać. :>