* Dzień bankietu*
Z perspektywy Mary
Już drugą noc z rzędu
zawaliłam na przygotowaniach. Ale przynajmiej conieco się
dowiedziałam.
Można było stwierdzić ,
że jestem przygotowana.
Niezgrabie zwlokłam się z
łóźka i ruszyłam na parter z pustym kubkiem w dłoniach. Podczas
tych dwóch dni pochłonełam olbrzymie ilości kawy, i szczerze
mówiąc wciąż nie miałam dosyć.
Odstawiłam naczynie na
blat. Spojrzałam na zegarek. Kwadrans do szóstej. Oficjalne
otwarcie zaczynało się o 17. Miałam więc ponad 10 godzin.
Spokojnie się wyrobię. Może nawet zdąże się jeszcze wyspać?
Całkiem prawdopodobne, o ile Amber nie wparuje do mnie ze swoimi
przygotowaniami. Chociaż.. z tego co wiem , miała nam odpuścić i
skupiać się na sobie. W końcu " To przecież świetna okazja
by zostać zauważoną przez media".
Jej projekty dotarły do
mnie już wczoraj. Nawet zdążyłam już wybrać jedną z jej
sukienek.
Tak , Amber się udało. Po
ukończeniu Szkoły Mody w Nowym Yorku została projektantką. Jak
narazie nie tak bardzo znaną jak by tego chciała , ale jednak.
Po krótkim namyśle
zdecydowałam się jednak na krótką drzemkę. W końcu mam jeszcze
dużo czasu. Postaniwiłam rozłożyć się na kanapie w salonie.
Mimo tego, że było mi naprawdę wygodnie , za nic nie mogłam
zasnąć. Po jakiś dwudziestu minutach wiercenia się z boku na bok
zrezygnowałam ze snu ale postanowiłam jeszcze trochę
poleniuchować.
Ogarneła
mnie fala nagłych myśli. Może na
codzień tego po mnie nie widać ale
naprawdę lubię zatracać się w swoich myślach.
Dzisiejszego dnia
emocje dosłownie mnie rozsadzały. Mnie-
zawsze spokojną , rozsądną i gotową na wszystko
Marę. Obok dotychczasowych obaw o podłożu
hmm... towarzyskim dołączyły równeż te związane z dzisiejszym
wieczorem. W końcu nigdy nie ma się pewności, nigdy nie można się
przygotować na każdą sytuacje. Już na samym początku mogły
pojawić się komplikację. No wiecie, nawet to , jak Amber zdoła
się prześlizgnąc przez bramkarzy. Oczami wyobraźni dostrzegła
Amber awantarującą się z ochroniarzami.
Nagle wybuchłam wielkim,
niepochamowanych śmiechem.
<>
Do bankietu
zostały niecałe 3 godziny. Chyba czas zacząć przygotowania.
Udałam się do łazienki, gdzie wziełam prysznic i umyłam włosy.
Wybrałam jeden z
projektów Millington: Prostą kremową sukienkę sięgającą do
wysokości kolan. Lubiłam pastelowe
kolory.Włosy poprostu umyłam i zostawiłam rozpuszczone. Zrobiłam
sobie lekki makijaż, wziełam torebkę, i byłam gotowa do wyjścia
<>
Z Amber umówiłyśmy się
przed wejściem na salę, Jennifer na szczęście się wyłamała. Te dwie w duecie mogły mi narobić nielada kłopotów.
Oficjalne powitanie gości
miało się odbyć w środku. Na szczęście ochrona była
beznadziejna, nawet nie sprawdzili naszego zaproszenia. Po chwili
weszłyśmy do środka. Wystrój sali był naprawdę oszałamiający.
Wśród dekoracji dominowało złoto i czerwień. Na okiennicach były
pozawieszane ozdobne firany, stoły uginały się od rozmaitości a
sufit zdobił ogromny kryształowy żyrandol..
- Czuję się jak
księżniczka! - zapiszczała Amber.- Takie miejsce jest godne moich
standardów.
- Wow.- tylko tyle zdołałam
z siebie wydusić.
<>
Po jakiejś godzinie
zdołałam ochłonąc. Zabawa nie zdążyła się dobrze rozkręcić. Amber skakała od jednego gościa do
drugiego. GOŚCIA , rodzaju męskiego oczywiście. Z tego co widzę
udało jej się zawiązać kilka znajomości. Ja siedziełam i
uważnie obserwowałam – w końcu od tego tu byłam.
Nagle poczyłam czyjąś
ręke na moim ramieniu. Odwróciłam się. Przede mną stał nie kto
inny jak Luke. Kolejny znajomy z Sarah Lawrence.
- Mara? Co ty tu robisz?-
obdarzył mnie jednym ze 'swoich' uśmiechów.
- Powiedzmy, że przyszłam
tu w sprawach biznesowych.- Odwzajemniłam gest. - A ty? Nigdy nie
posądzłam Cię o takie klimaty.
Roześmiał się.
- Przyjechałem tu z ojcem.
Pracuję dla naszego drogiego burmistrza. - skinoł głową w jego
kierunku.- A tak na serio, co Ty tu robisz?
- Hudson mnie poprosiła.
- Proszę Cię, Tylko mi nie
mów , że to Ty jesteś tą szczęściarą.
Uśmiechnełam się
twierdząco.
- Moje gratulację.- Poklepał mnie po ramieniu.-Chociaż to trochę
dziwnę, że wybrała Ciebie , a nie mnie. Nie sądzisz?
- Nie pochlebiaj sobie. -
palnełam go w ramię z udawanym oburzeniem.
Nagle, stanełam jak wryta.
Wydawało mi się , że w tłumie gości dostrzegłam... pana Clarka.
Pana Johna Clarka. Ojca Jeroma. Tak, to napewno był on. Już miałam
iść się przywitać gdy nagle coś sobie uświadomiłam. Coś
katastroficznego.
Złapałam Luka za
nadgarstek z zamiarem odciągnięcia go w jak najdalszy kąt sali.
Jednak było już za późno.
- Jaffray ?
Hahaha.. macie swoj "wielki"
powrót. ^^ Jestem wreeedna. :3
Pierwszy rozdział w
narracji pierwszoosobowej. Jak wolicie? :)
Baaaaaaaaardzo Was
przepraszam , ża to że blog ciągle jest taki ... brzydki. No ale
ja muszę się w tym ogarnąc. xd Ja być człowiek wolno myślący
, i ja musieć mieć czas. ;-;
No i wciąz nie ma zakładek
, o których mówiłam, ale to też musicie mi wybaczyć. Poprostu
nie mam na to czasu.
Chciałam
zrobić mały szantarz i wycenić następny rozdział za 5
komentarzy. SUPRAJS! Pod poprzednim jest 5 ! O.o Dobry ogar nie jest
zły. Naprawdę baardzo dziękuję. ♥ ♥ ♥
Nie wiem czy w tym tygodniu
dodam jakiś rozdział. Muszę się wziąść za wygląd. :).
Chociaż, może uda mi się jakiś wcisnąć. :)
Dziękuję Wam za ponad 500 wyświetleń. Jesteście niesamowici. <3
Dziękuję Wam za ponad 500 wyświetleń. Jesteście niesamowici. <3
Genialny rozdział ;) Mam nadzieję, że szybko dodasz nowy. Muszę wiedzieć jak będzie wyglądało to spotkanie Mary z Jerome'm.
OdpowiedzUsuńDziewczyno piszesz niesamowicie ♥
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ;)
Suuuuupeeeeeeeeeeeeeeeer !! *.*
OdpowiedzUsuńMi tam najbardziej pasuję jak piszesz w narracji pierwszoosobowej, ale jak ci tam lepiej ;).
OdpowiedzUsuńAaa chce już te spotkanie Mary i Jeroma. Jestem go bardzo ciekawa.
Znowu nie mam się do czego przyczepić. Wszystko ładnie i spójnie napisane ;).
Czekam na następny rozdział.
Zgaduję że spotkała Jerome'a. Nareszcie <3333333
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to lepiej pisz w pierwszej osobie, ale jak chcesz.
Prolog, nowej historii. Zapraszam^^
OdpowiedzUsuńhttp://fabinastoriesby-patrycja.blogspot.com/2013/07/stracone-marzenia-prolog-przypadkowe.html