sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 10

* Z perspektywy Mary *

Te kilka godzin mineło w zastraszającojo szybkim tempie. A z godziny na godzine chęć odwrotu coraz bardziej nabierała na sile. W tej chwili byłam na etapie załamania. Dosłownie. Zarzarcie wypatrywałam jakiegoś ratunku. Czegoś co mogło by mi pomóc się z tego wyplątać. Przyrzekam, kiedyś zamorduję Amber. Jest moją przyjaciółką, wierzcie mi, uwielbiam ją, ale zamorduję. Z uśmiechem na ustach. Ma wyjątkowy talent do wplątywania mnie w coś, na co nie mam najmiejszej ochoty. Jak teraz. To znaczy, może to nie tak że nie mam całkowitej ochoty. Jerome to mój kolega i po tylu latach znajomości nie mogę za nim nie tęsknić. Jasne że tęsknie. Bardzo.Tylko ja będe tam sama, bez żadnego wsparcia (Dziekuję Amber), i.. . Dobra, nieważne. Trochę za bardzo odbiegam od tematu. Nie sądze byście chcieli słuchać o moich wewnętrzynych rozstrojach, więc chyba możemy to wszystko pominąć.
Jakąś godzine przed czasem zaczełam przygotowaniania, starając się ignorować irytyjące wiadomośći od Amber, napływające mniej- więcej co piętnaście minut.
Stanełam przed lustem dokonując ostatnich poprawek. Poprawiłam kołnieżyk płaszcza i przyjrzałam się sobie. Mimo kilku koszmarnych kompleksów byłam w pełni zadowolona z siebie. Nikt nie jest doskonały. Czasami mam wrażenie, że to zdanie w pełni odzwdzierciedlało moją osobowość. Poprawiłam, żeszcze gumkę ściskającą moje włosy, i byłam w pełni gotowa do wyjścia.

Mieszkając to od 2 lat zdołałam poznać uroki słynnej Londyńskiej pogody. Chmury pojawiały sie znikąd, zazwyczaj w najmniej odpowiednim momencie. Lecz dzisiaj nic na to nie wskazywało. Nie widziałam, czy z tego powodu mam powody do radości. Zwykle zła pogoda była dla mnie dołująca. , toteż powinnam sie cieszyć, ale.. sama nie wiem.
W trakcie rozmyślań nieświadomie przyśpieszałam kroku. Ocknełam się tuż przed kawiarnią. Wziełam głęboki oddech i nerwowo pchnełam dzwi.
W środku roztaczał się przyjemny zapach kawy i cynamonu. Mimowolnie się uśmiechnełam.
I wtedy go zobaczyłam. Siedział w samym rogu sali, tuż przy oknie. Opierał brodę o złożone dłonie, podpartę na stoliku. Trudno było coś wyczytać z wyrazu jego twarzy.
Zrobiłam kilka niezgrabnych kroków w jego kierunku. Naprawdę niezgrabnych. Byłbym runeła, gdybym nie podtrzymała się ceglanej ściany. Przy okazji udało mi się rąbnąc w jakiś stolik. Nie muszę chyba mówić, że udało mi się skupić uwagę kilku osób. W tym równeż Jeroma. Podniósł głowę. Podniosłam się najsmuklej jak tylko potrafiłam, ale oboawiam się, że niewiele z tego wyszło. Spróbowałam się uśmiechnąć i z gracją słonia ruszyłam w jego strone. Gdy doszłam dostatecznie blisko podniósł się i podszedł do mnie. Zanim zdążyłam zrobic cokolwiek, on potrzedł do mnie, i mnie przytulił. Miałam wielką nadzieję, że nie słyszał łopotania mojego serca. Gdy już mnie puścił, przez chwilę przyglądał się mojej twarzy. Uśmiechnął się lekko i rzekł:
- Naprawdę dobrze znów cię widzieć.
Zaskoczyła mnie barwa jego głosu. Stała się o wiele bardziej wyrazista.
- Wzajemnie. - powiedziałam – Amber nie będzie – dodalam. Nic nie mogłam poradzić, ale czułam sie okropnie głupkowato. Czułam, że z niewiadomych powodów moje przerażenie go bawi.
- Wiem. - wskazał ręką na puste krzesło, a ja posłusznie usiadłam.




To jest takie głupiee. ;__;
No i jak zwykle za krótkie. -.-
Dramatyczna końcówka, nie ma co. ^^
Znowu przepraszam. Na początku tygodnia wróciłam z wakacji, i nie miałam jak pisać. Wiem że minął prawie tydzień, no ale to już oznaka lenistwa. ^^
Przepraszam wszystkich, którzy musieli czekać. :>


niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział 9

Mara jeszcze raz przyjrzała sie swojej pracy. Należało by jeszcze nanieść kilka poprawek, i artykuł był gotowy do druku. Dziewczyna uśmiechneła się z zadowoleniem. Jadnak opłacało się zawalić noc.
Była ósma, a do domu wróciła około pierwszej. Próbowała spać, naprawde próbowała, ale po jakiejś godznie wiercenia się z boku na bok zaniechała tego pomysłu. To jeszcze bardziej ją męczyło. Postanowiła przenajmniej zacząc pisać, a gdy się zmęczy sen sam do niej przydzie. Jednak sie myliła: wcale nie przyszedł. Ale za to miala gotowy artykuł.
Nagle usłyszała znajomy dzwięk. Spojrzała na ekran swojego laptopa starając się zidentyfikować źródło dzwięku. Ktoś chce sie z nią połączyć na video czacie... znowu zapomniała wyłączyć opcję. " zaloguj przy starcie ". Westchneła i otworzyła okienko.

Z perspektywy Mary
Wcale nie mam czasu ani ochoty z nikim teraz rozmawiać. Może uda mi się go jakos spławic, i ... o. Amber. Ona stanowiła wyjątek. Jeżeli chce porozmawiać o tak wczesnej porze, można mieć pewność , że dzieje sie coś złego. Jak najszybciej kliknełam 'akceptuj'.
- CO?! - ryknełam z przerażeniem
- Emm.. - szeroki uśmiech na twarzy blondynki zgasł – a co ma być?
Jak zwykle wyglądała perfekcyjnie: długie do połowy pleców, blond pasma okalały szczupłą twarz, w zwykle radosnych, niebieskich oczach, teraz można było dostrzec nutkę zdziwienia.
- Amber! - oparłam łokieć o biurko – czemu dzwonisz tak wcześnie? Myślałam że coś się stało – powiedziałam karcącym tonem.
Najwyraźniej się jej to nie spodobało, bo wydeła usta. Widoczniej spodziewała się innej reakcji.
- Musiałam ci coś powiedzieć. - przeczesała palcami włosy. - coś bardzo ważnego, i robie to tylko z mojej dobrej woli. Równie dobrze nie musiałam się zrywać o szóstej....O SZÓSTEJ... by ci o tym powiedzieć - zrobiła minę.
W sumie racja. Musiała jeszcze odprawic swój codzienny rutułał. Spojrzałam na nią jeszcze raz: miała starannie wyczesane, proste jak struny włosy, lekko podkreślone oczy i różane policzki. Miała na sobie jasno różowy sweterek zakładany przez głowę.
- Jeżeli znowu masz zacząc gadać o dzisiejszym popołudniu, to daruj sobie. Wcale nie chce iść. - jęknełam.
Rozszeżyła źrenice.
- Musisz!
- Dlaczego? - jęknełam znudzonym tonem.
- No bo jeżeli ja nie idę, to ktoś musi! Chociaż ty. Jerome pomyśli że wystawiłysmy go do wiatru, co właściwnie jest prawdą, ale..
- Jak to 'nie idziesz' ? - czułam, że głos mi się załamał.
- No nie. Jestem..emmm.. - przerwała, najwyraźniesz szukając dobrej wymówki- ... chora.. TAK! - na jej twarzy pojawił się triumfalny uśmiech – khe khe – dodała.
Był to najbardziej fałszywy kaszel jaki kiedykolwiek słyszałam. Nawet ja potrafilam lepiej symulować.
- Naprawdę jesteś chora, Amber? - spytałam mrurząc oczy. Wiedziałem że prędzej, czy później wymięknie.
- Eche.
- To dziwne, jeszcze wczoraj było w porządku.
- No wiem! Khe khe. Obawiam się, że będziesz musiała iść sama.
- Sama nie idę! Zadzwoń do niego, i to odwołaj.
- Nie! - wrzasneła. Widać było, że próbuje coś wykombinować. - nie będe nigdzie dzwonić! I ty też nie. Bo ja.. z– zgubiłam numer.Tak! Nie ma! Przepadło! Adios! Sorki. Nie masz wyjścia. Musisz iść! - westchneła teatralnie.
- Amber – jeżeli coś kombinujesz, to przesiągam...
- Nic nie kombinuje! To przeznaczenie! - wyszeptała – No wiesz. Ty.. i on. Odnaleźliście się po latach! Nie rozumiesz? To los wskazał wam siebie! O. Maj. Gasz. Jakie to romantyczne! - pisneła przyciskając dłonie do policzków.
- Ugh.
-Powinnaś zacząć się przygotowywać – Millington zupełnie zapomiała o swojej 'chorobie'. - do czwartej zostało jakieś siedem godzin! Jak tak dalej pójdzie, to sie spóźnisz, i wywrzesz złe wrażenie. A tego chyba nie chcemy, no niee?
No tak. Mogłam się domyślić. Te jej ciągłe zabawy w swatkę, zaczynają mnie już denerwować.
- Przypomnij mi. Gdzie mamy się spotkać? – starałam sie nadać głosowi znudzony ton, lecz widząc minę Amber, chyba niezabardzo mi to wyszło.
- W tej nowej kawiarni na Cambridge Road. Koło jeziora.
- Jezioro. Super. - powiedziałam sarkastycznie.
- Ehe – uśmiechneła się – razem z Jenn wynajmiemy łódkę i będziemy was szpiegować.
- CO? - wrzasnełam – NIE, AMBER! NIE PRZYŁAŹCIE TAM!
- Paa! Baw się dobrze.
- Nie...
* Klik *
Rozłączyła się. Ugh. Jak ona mnie czasem denerwuje! Właśnie wrobiła mnie w randkę z moim byłym, na którą wcale nie mam ochoty. Jeju, nie zdawałam sobie sprawy, że tak łatwo mnie w coś zmanewrować. Ale teraz już chyba nie mam wyjścia. Musze iść.